Jest w tym momencie 4 rano, więc przepraszam jeśli będę popełniać jakieś błędy w tej notce. Parę minut temu wróciłam z wesela mojej cioci i o tym chciałam wam opowiedzieć. Nie spodziewałam się czegoś takiego w pozytywnym sensie. Wszystko zaczęło się od kościoła, a on był naprawdę ładny. Niestety nie miałam okularów ze sobą więc widziałam trochę rozmazane to i tak robiło wrażenie. Msza była pół po polsku pół po angielsku, bo moja ciocia hajtała się z anglikiem. I tak większość mszy był po angielsku. Po mszy jak wyszliśmy na zewnątrz kościoła było dużo turystów, bo to w końcu centrum Krakowa i robili nam zdjęcia, w szczególności pani i panu młodemu lel. Następnie pojechaliśmy do hotelu starego czy coś takiego na takich mini samochodzikach na których jeżdżą turyści i zwiedzają. Na początku byliśmy na samym dachu skąd był ładny widok na rynek i na kościół marjacki i rozdawali szampana, ale ja nie mogłam pić, bo nie mam 18 ugh. Ludzie tam ze sobą gadali, ale nie było prawie żadnych osób w naszym wieku, więc ja i Paulina tylko siedziałyśmy na krzesłach i patrzyłyśmy hehe. Potem był "obiad" który trudno nazwać obiadem bo był o godzinie 20. Był nawet spoko tylko porcje były mega małe np: na podwieczorek był sorbet truskawkowy, a dostawało się dosłownie pół łyżki tego sorbetu. Na szczęście był jeszcze szwedzki stół na którym było dużo dobrych rzeczy, więc przeżyłam jakoś. Były jakieś przemowy, pocałunki, gry, dyskoteki itp. Nie mam nawet siły i chęci by to szczegółowo opisywać. Tutaj parę zdjęć ze snapa i nie tylko:
Dostałam też dwa nowe case na mój telefon, ale o tym już napisze jutro a tak właściwie to dzisiaj.
Do zobaczenie, Natt x



































